O odstraszaniu gołębi w Porcie Gdańsk opowiada pracujący tam sokolnik
Stefan ma 5 lat i pracuje „na etacie” w terminalu zbożowym – jak wygląda odstraszanie gołębi w Porcie Gdańsk opowiada sokolnik. Jego współpracownik to myszołowiec towarzyski, ptak drapieżny z rodziny jastrzębiowatych, w języku sokolniczym potocznie zwany harrisem. To gatunek zamieszkujący głównie Amerykę Środkową. Lubuje się w terenach zurbanizowanych, przemysłowych. I właśnie ze względu na swoją wyjątkową umiejętność socjalizacji jest bardzo ceniony w sokolnictwie.
Stefan (ptakom nadaje się imiona królewskie) lata sobie po terenie i samą swoją obecnością odstrasza gołębie, które licznie przylatują do terminalu – z racji przeładowywanego tam ziarna. I generują problemy – gniazda, odchody, zanieczyszczenia. Na początku, na terenie GBT było ich nawet 4 tysiące. Teraz jest ich coraz mniej – bo wiedzą, że teren jest niebezpieczny – pilnuje go, niczym cerber, Stefan i jego kumple z sokolarni. Każdy ptak ma swojego opiekuna. Stefanem opiekuje się Piotr, z wykształcenia leśnik, dla którego sokolnictwo to nie tylko praca, ale i wielka pasja, o której może opowiadać godzinami.
Celem pracy sokolnika jest doprowadzenie do znaczącej redukcji pojawiania się w danym miejscu nieproszonych ptasich gości. Ułożone metodami sokolniczymi ptaki drapieżne, będą regularnie patrolować teren obiektu, wyrabiając w okolicznym ptactwie przekonanie, że jest to ich rewir łowiecki. Gołębie w związku z tym dość szybko wyniosą się na inny teren, gdzie nie będą ryzykować spotkania oko w oko z drapieżnikiem, do którego strach mają zakodowany w genach.
Skuteczność płoszenia ptaków taką metodą osiąga poziom ponad 95 proc. Możliwe jest osiąganie nawet 100 proc. skuteczności, ale musi się to wiązać z permanentnym bytowaniem drapieżników na ochranianym terenie. W większości wypadków, gdzie potrzeba wypłoszyć gołębie, stosuje się najczęściej ograniczoną ilość wizyt. Takie sytuacje mają miejsce na elewatorach zbożowych, w zakładach zajmujących się przetwarzaniem żywności oraz w sadach i na polach uprawnych. Ale jest jeden warunek – metoda sokolnicza musi być realizowana w trybie ciągłym. Jeśli wizyty drapieżnika się skończą, gołębie powrócą.
A jak pracuje sokolnik? Na początek konieczna jest wizja lokalna i opracowanie odpowiedniego sposobu działania. Określa się ilość i częstość wizyt, ilość przewidywanych do użycia ptaków (ich gatunek i płeć) oraz uzyskuje stosowne pozwolenia, jeśli takowe są wymagane. W przypadku potrzeby odstraszenia np. wróbli, najlepiej używać np. krogulca lub niedużych samczyków harrisa, zaś w wypadku mew, czasami konieczne może być użycie samic harrisa (są większe i silniejsze). Oczywiście zdarzają się ptaki dość uniwersalne do wielu zastosowań – takim ptakiem jest choćby samiec harrisa (taki jak Stefan). Praca polega na patrolowaniu terenu. Trwa kilka godzin dziennie (określoną ilość razy w tygodniu). Stefan ma po prostu być – zaznaczyć swoją obecność w danym miejscu.
Czy są dźwięki odstraszające ptaki? Są – jak twierdzi sokolnik – ale nie są to dźwięki ptaków drapieżnych tylko np. odgłosy wydawane przez konkretny gatunek ptaka (np. szpaka), aby ostrzec pozostałe osobniki ze stada przed niebezpieczeństwem. Odstraszanie dźwiękami ma sens w przypadku gatunków takich jak mewa, wrona, szpak, które są mocno socjalne i wydają dźwięki ostrzegawcze.
Pełny tekst wywiadu z sokolnikiem można znaleźć pod tym linkiem
Ze szczegółami naszej oferty można zapoznać się w dziale Oferta usług sokolniczych. Zachęcamy również do kontaktu przez formularz lub telefonicznie pod numerem 608 454 810. Więcej informacji można też znaleźć na stronie o płoszeniu ptactwa metodami sokolniczymi.